Łączna liczba wyświetleń

Jednorazowa historia miłosna

Ubrałam kurtkę i wyszłam z budynku kierując się do auta. Wyjęłam kluczyki z torebki, byłam już całkiem blisko mojego pojazdu i dostrzegłam na nim... Kwiaty? Tak, czerwone róże. Uśmiechnęłam się pod nosem choć ta chora sytuacja wcale mnie nie bawiła. Widziałam jak siedzi na ławce po drugiej stronie ulicy i na mnie patrzy. Ale co on tam robi ? Przecież jest zima, w pewnym sensie go podziwiam. One direction to dla tej piątki chłopaków przeszłość... A teraz co ten biedny, przemarznięty Louis Tomilson podrzuca mi miłosne listy, kwiaty... Co ja gadam jaki biedny? Przecież przez niego straciłam chłopaka, przez jego obsesyjną miłość do mnie... Podbiegłam bliżej ławki na której siedział.
-Wiesz gdzie możesz wsadzić dobie te kwiaty? Wydarłam się na skulonego z zimna i strachu chłopaka. -Nie chcę mieć nic z tobą wspólnego! I weź  te listy, czekoladki... Zaczęłam po kolei wyrzucać w jego kierunku prezenty.  -Nie chcę cię znać niszczysz, mi życie. Wynoś się z tond, wróć do swojego ćpuńskiego świata, idź dalej sobie dawaj w żyłę... Niemogłam opanować drżenia rąk, łzy samoczynnie zaczęły spływać mi po policzkach. Chłopak podniósł się ze stękiem.
-Ja nigdy nie przestanę cię kochać ! Krzyknął a jego cienie pod oczami i zmarszczki przybrały bardziej widoczną barwę. -Kocham cię... Wyszeptał i odszedł.
W pracy było jak zawsze... Nudno. Miałam wyrzuty sumienia że tak potraktowałam Lou, wiedziałam że muszę dziś do niego pójść i go przeprosić.
-Muszę to zrobić jak najszybciej. Zarzekłam się, poniosłam torbę z biurka i wybiegłam z redakcji. 
Droga do domu Tomilosna zajęła mi nie więcej  niż 30 minut. Doskonale pamiętam ten obskurny budynek w którym chłopak wynajmuję mieszkanie.
Weszłam na klatkę schodową i udałam się na 3 piętro do mieszkania numer 11. Drzwi były otwarte. Od wejścia moje nozdrza uderzył smród alkoholu i papierosów. Weszłam głębiej, na podłodze porozrzucane były zużyte strzykawki a na szklanym stole były resztki białego proszku zwanego heroiną. Rozglądałam się ale Louisa ani śladu. W końcu znalazłam się w jego pokoju. Stałam i patrzyłam na jego martwą twarz. Moje oczy zaszły się łzami. Dlaczego dopiero teraz zobaczyłam jak bardzo cierpiał ten człowiek? Odkryłam koc pod którym leżał, przejechałam dłonią po jego zimnej twarzy. Na te chwilę wiedziałam tylko tyle że nie mogę już dłużej uciekać, udawać że nic się nie stało. Sięgnęłam po strzykawkę i małą buteleczkę stojącą na podłodze. Napełniłam narzędzie również i mojej śmierci. Wbiłam igłę w żyły, poczułam jak całe ciało zaczyna mi drętwieć. Złapałam Louisa za rękę i pocałowałam w usta.
-Ja ciebie też. Powiedziałam tuż po pocałunku.
Narkotyk powoli zaczął brać kontrolę nad moim ciałem i... W końcu zamknęłam oczy, wiedziałam że choć moje serce już nie biję to mózg działa jeszcze przez 7 minut. Tam na górze będziemy żyć razem już na zawsze...
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć to mój pierwszy taki "jednopart" więc przepraszam jeżeli będę jakie kol wiek błędy stylistyczne. Mam nadzieję że wam się podoba. Od razu mówię że to nie ma nic wspólnego z opowiadaniem "Tragiczna historia dziewczyny i one direction" 
A i głosujcie na mnie w konkursie blog miesiąca :D Numer 6 : http://wymarzony-swiat-z-1d-official.blogspot.com/

8 komentarzy:

  1. no proszę cię ...dawaj dalej ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. TO JEST SuPeR!!! tylko ze smutne ;((

    OdpowiedzUsuń
  3. cholero poryczalam sie ! ;( ;_;

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój kochany lou ;C

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za fikcja

    OdpowiedzUsuń
  6. "Ubrałam kurtkę..." W co ubrałaś kurtkę? Kurtkę można włożyć, nosić, mieć na sobie, zdejmować... itd. :-) PCG

    OdpowiedzUsuń

;**

;**